TYTAN wygrywa po słabym meczu

TYTAN wygrał ze Śląskiem Wrocław 61:55, ale do gry naszych zawodników można mieć wiele zastrzeżeń. Mecz był pojedynkiem błędów, a TYTAN wygraną zawdzięcza głównie doświadczeniu Dariusza Szynkiela.

Na ławce drużyny pojawili się Janusz Sośniak i Sławomir Klocek, ale zabrakło kontuzjowanego Łukasza Wolnika oraz Dawida Sztajnera, który część spotkań opuszcza ze względów edukacyjnych. W ekipie rywali zabrakło trenera Tomasza Jankowskiego, który opuścił mecz z powodu choroby.

Nasi koszykarze zaczęli dobrze i szybko wyszli na prowadzenie 7:3. W 3 minucie meczu na parkiet upadł Marcin Bluma, który z grymasem bólu opuścił parkiet. Młody zawodnik stracił początek sezonu z powodu skręconego kolana. Teraz to samo kolano zwichnął i nie wiadomo kiedy znów zobaczymy go w akcji. Częstochowianie dzięki niezłej grze Wojciecha Kotlewskiego i Adama Karkoszki kontrolowali grę i po 10 minutach TYTAN prowadził 19:13.

Od początku II kwarty na parkiecie był Dariusz Szynkiel, który w 10 minut zdobył 10 punktów i wyraźnie poprawił jakość gry zespołu. TYTAN spokojnie zwiększał prowadzenie, które w końcu sięgnęło kilkunastu punktów. W takiej sytuacji trener Jacek Chądzyński desygnował do gry Przemysława Ociepę. Dla „Ciapka” był to debiut przed częstochowską publicznością, która młodego rozgrywającego przyjęła brawami. TYTAN dograł kwartę prowadząc do przerwy 37:25.

To co zdarzyło się w III kwarcie najlepiej byłoby przemilczeć. Gra naszych koszykarzy była wręcz fatalna. 6 punktów i 9 strat mówi samo za siebie. Obie drużyny grały chaotycznie i traciły dużo piłek, ale to ekipa Śląska popełniała mniej błędów. 5 minut tej kwarty przyniosło serię 11:0 na korzyść Śląska, a kuriozalne straty Klocka, Karkoszki i Szynkiela przyprawiały trenera o solidny ból głowy. Kiedy wydawało się, że goście obejmą prowadzenie sytuację na chwilę uratował Dawid Jarecki, któy wszedł do gry zdobywając upragnione punkty. Chwilę później TYTAN mógł już spokojnie prowadzić, ale z pięciu rzutów wolnych Robert Pęczak wykorzystał zaledwie 2. Lepiej w tym elemencie spisywali się młodzi zawodnicy Śląska, którzy w końcówce zdołali nie tylko wyrównać, ale i objąć niewielkie prowadzenie.

Kibice zamiast spokojnie oglądać mecz musieli więc drżeć o wynik. IV kwarta zaczęła się od wyrównującej stan meczu akcji Klocka, ale już po minucie rywale prowadzili pięcioma punktami. Na ratunek TYTANOM przyszedł „Szyna”. Najpierw wyprowadzając kontrę wyrównał stan meczu, by później podnieść drużynę akcją meczu. Piłkę po niecelnym rzucie w ekwilibrystyczny sposób zebrał i dograł na obwód Kotlewski. Szynkiel akcję wykończył pewnym rzutem za trzy. Chwilę później 2 punkty dołożył Jarecki i ta kilkupunktowa przewaga dotrwała do końca.

TYTAN zdobył cenne 2 punkty, ale ten mecz powinien był zakończyć się na początku trzeciej kwarty. Nasi koszykarze dostarczyli nam zbędnych emocji na własne życzenie. Tylu błędów i strat nie widzieliśmy już dawno. Rywale popełniali masę błędów i należało to skrzętnie wykorzystać. Bardziej doświadczone drużyny niż Śląsk spokojnie wykorzystałyby taki zastój jaki TYTAN miał w III kwarcie.

TYTAN Częstochowa – Śląsk Wrocław 61:55 (19:13; 18:12; 6:20; 18:10)

TYTAN:
Jarecki 8, Kotlewski 7(1×3), Karkoszka 6(1), Pęczak 4, Bluma 3 – Szynkiel 18(3), Wojciechowski 8, Klocek 7, Tomzik 0, Szymczyk 0, Ociepa 0

Śląsk:
Zalewski 10, Magdziarz 8, Kuśmierz 6(2), Bartkowiak 5, Bochenkiewicz 4 – Parzeński 7(1), Bieg 7(1), Jacaszek 6, Rutkowski 2

Na plus

Dariusz Szynkiel – zawodnik meczu i zbawiciel drużyny. Bez jego doświadczenia i pewnej ręki TYTAN przegrałby to spotkanie. Po raz kolejny pokazuje, że nie ma sensu zaglądać mu w metrykę.

Dawid Jarecki – zagrał dobrze w Stargardzie i w nagrodę wyszedł w pierwszej piątce. 8 punktów i 7 zbiórek to imponujący dorobek. Zwłaszcza, że jak już punktował to były to kluczowe akcje dla losów spotkania.

Na minus

Straty – 19 strat z czego 11 to błędy własne. Niecelne podania, kroki i wychodzenie z piłką na aut. Ważne, że mimo wszystko udało się wygrać, ale drużyn, które nie wykorzustują takiej plejady błędów jest w lidze jak na lekarstwo.

Skuteczność – niektórzy zawodnicy z uporem maniaka bombardują nieskutecznie kosz rywala zza linii 6,25. Gdyby wyjąć Szynkiela drużyna bombardierów osiągnęła by zawrotną statystykę 2/16 za trzy. Równie fatalnie wypadli nasi koszykarze na linii rzutów wolnych. 32% skuteczność to powód do wstydu i element nad którym trzeba zdecydowanie popracować.

STATYSTYKI

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *