A.Urbańczyk: 10% szans.

O minionym sezonie i przyszłości naszego klubu porozmawiał z nami trener oraz członek zarządu KS Iskra pan Arkaduisz Urbańczyk. Sprawdźcie co miał do powiedzenia w obszernym wywiadzie.

Paweł Kowalik: Po ostatnich doniesieniach kibice wciąż zadają sobie pytanie czy będzie w nowym sezonie pierwszoligowa koszykówka w Częstochowie?

Arkadiusz Urbańczyk: Pierwszoligowej koszykówki na 90% nie będzie, jeżeli uda się cokolwiek uratować to będzie to prawdopodobnie najwyżej II liga, z tym że szanse jeszcze jakieś pozostały, no ale powiedzmy, że jest to około 10% możliwości. W Częstochowie jest ciężko, żeby pieniądze się znalazły jeśli są dwa kluby ekstraklasowe, które w swoich dyscyplinach walczą o medale, to jest AZS i Włókniarz, do tego wchodzi jeszcze Raków, który awansował do III ligi, jest wiele sekcji, które odnoszą sukcesy na przykład Aeroklub, czy Budowlani. Jest za dużo klubów, które grają na wysokim poziomie, reprezentują nasze miasto na wysokim szczeblu, a za mało jest ludzi, którzy dysponują pieniędzmi. Jeżeli u ans byłoby więcej takich firm, które byłyby zasobne finansowo to pewnie inaczej by to wyglądało. Może trzeba spaść na samo dno, żeby się odbudować tak jak to było w Pruszkowie. Zespół zdobywał w jednym sezonie medal Mistrzostw Polski, a w następnym grał już w III lidze, teraz się okazuje, że jest to zespół z mocnym, stabilnym budżetem, dobrą organizacją. Systematycznie, krok po kroczku budowano zespół, który dziś jest już w I lidze i niewiadomo czy nie będzie się bić o awans. My jeszcze wierzymy, ale czy coś z tego wyjdzie to się okaże. Na dobrą sprawę zostało w klubie dwóch działających ludzi czyli ja i Sławek Gajda. Jest jeszcze Darek Szynkiel, ale to jest zawodnik i trudno oczekiwać, żeby swój czas poświęcał chociaż i tak próbował jeździć. Nie mamy tak jak inne kluby 20-30 ludzi plus kilkunastu fanatyków, którzy mają po 30 lat, swoje firmy i kiedyś grali w koszykówkę czy kochają ten sport i mogą poświęcić pieniądze, żeby ratować klub. U nas każdy podchodzi bardzo realistycznie. Próbujemy działać, odwiedziliśmy szereg firm i zobaczymy co z tego będzie. Na pewno nie jest tak jak można usłyszeć o nas, że jesteśmy olewusy i siedzimy nic nie robiąc. Jeżeli ktoś chce to może przyjść zobaczyć ile firm było odwiedzonych, jakie były wyniki rozmów. My szukaliśmy przez cały rok. Co niektóre firmy proponowały nam pomoc na zasadzie przekrętu w stylu ‘ja wam dam tyle, a wy napiszecie, że dałem wam więcej’. Nie wchodzimy w takie układy, przede wszystkim liczy się dla nas czystość i jasność. Zawsze tak postępowaliśmy i może dlatego zawodnicy wiedzą, że nie okłamaliśmy i nie oszukaliśmy ich od momentu kiedy przejęliśmy klub.

P.K.: Czy częstochowski klub wzorem Alby Chorzów odsprzeda swoje miejsce w I lidze?

A.U.: Póki to miejsce na nas czeka to będziemy walczyć, żeby tą ligę uratować jednak jak już mówiłem szanse są niewielkie. Trudno natomiast mówić o odsprzedaniu miejsca, jedynym wyjściem, żeby nie zostać zupełnie zdegradowanym jest zamiana jeżeli pojawi się chętna na takie rozwiązanie drużyna.

P.K.: Czy istnieje zagrożenie, że częstochowska koszykówka zniknie z koszykarskiej mapy Polski na najbliższy sezon?

A.U.: Jest takie realne zagrożenie, że przez rok czasu może nas nie być, z tym że trzeba brać jedną rzecz pod uwagę, jeżeli ktoś znika to już się później nie pojawia. To jest nierealne chociażby od strony technicznej, bo nikt nie wyłoży pieniędzy na sponsorowanie czegoś czego nie ma. Zespół, który w przeciągu roku nie gra w żadnych rozgrywkach, istnieje tylko wirtualnie, na papierze, ma zawodników, którzy gdzieś tam kiedyś deklarowali, że chcą grać i kto na takie coś wyłoży swoje pieniądze? Jeżeli znikniemy to później jedyną szansą jest budowa zespołu na młodych zawodnikach, którzy obecnie trenują u pana Pęczaka.

P.K.: Czy sytuacja wokół klubu zagrozi w jakiś sposób istnienie zespołu Iskra 89 występującego aktualnie w częstochowskiej Lidze Okręgowej?

A.U: Nie. Klub Iskra przekazał wszystkie grupy młodzieżowe trenowane przez pana Pęczaka do TKKF Sportowiec, te grupy normalnie trenują, biorą udział w rozgrywkach. Młodzi perspektywiczni zawodnicy, którzy nie mieliby tutaj możliwości, bo trudno byłoby stworzyć zespół dla 3-4 ludzi są powypożyczani do klubów. Dostali możliwość i skorzystali z niej.

P.K.: Jak pod kątem sportowym oceni pan poprzedni sezon?

A.U.: Gdyby nie problemy finansowe, z którymi się borykaliśmy od samego początku, bo już kiedy była prezentacja zespołu wiedzieliśmy, że środków na grę nie mamy. Podjęliśmy dla jednych złą, dla innych dobrą decyzję, że przystępujemy do rozgrywek. Nie mieliśmy w ogóle zapewnień ze strony sponsora, że jakieś pieniądze będziemy dostawać. Później dopiero sponsor nas poinformował, że jednak jakieś pieniądze nam będzie dawał. Liczyliśmy, że będziemy mieli kartę przetargową w rozmowach. Niestety nasz gra nie spowodowała niczego takiego. Wynik na pewno może być zadowalający. Nie było już nawet sensu walczyć o pierwszą czwórkę, bo układ tabeli był taki, że wpadaliśmy na Basket Kwidzyn, o którym nieoficjalnie wiadomo było, że nie chce awansować. Walka z nimi doprowadziłaby do tego, że jest awans i co z tego? Bylibyśmy w tym samym punkcie co teraz czyli jest ekstraklasa, ale nic to nie zmienia. Były takie szanse nawet przy zespole, który doznał poważnych osłabień, stracił trzech wysokich graczy w trakcie sezonu. Wydaje mi się, że od strony sportowej nie ma nic do zarzucenia. Było zresztą widać, że nawet grając w ośmiu zawodników mogliśmy rywalizować z drużynami, które mają budżet większy od naszego o 900 tys. złotych i dysponują składem, który teoretycznie nie powinien nic przegrać. Jednak okazało się, że potrafiliśmy wygrywać i do zespołów, które wywalczyły awans czyli do Polpaku i Kotwicy mieliśmy po rundzie zasadniczej punkt straty.

P.K.: Który z naszych zawodników poczynił w ostatnim sezonie największy postęp według pana?

A.U.: Każdy musiał zmienić swoje podejście do gry trzeba było, jakkolwiek to śmiesznie zabrzmi, reaktywować Janusza Sośniaka, którego wielu już spisywało na straty. Sezon temu w komentarzach można było usłyszeć, że Sośniak nadaje się do stawiania tylko grubych zasłon. Okazało się jednak, że jest wartościowym zawodnikiem, który potrafi pociągnąć grę. Każdy z naszych zawodników miał jednak swoje 5 minut. O postępie to można mówić chyba jedynie w kontekście młodych zawodników. Systematycznie z roku na rok Piotrek Trepka czyni duże postępy. Z zawodnika powiedzmy przeciętnego z dużymi możliwościami stał się jednym z lepszych rozgrywających w lidze. Może nie potrafi jeszcze tego do końca pokazać, ale myślę że jego czas jeszcze przyjdzie. Rok temu korzystał przy Tomku Koczwarze teraz przy Pawle Surówce zresztą on sam bardzo dużo pracuje i to zresztą widać. Michał Saran z pozycji ‘4’ na jakiej grał w II lidze musiał się przestawić na pozycję ‘3’, bo niestety siła fizyczna to nie wszystko tu liczy się jeszcze wzrost i na I ligę był on trochę za niski. Trzeba było go przesunąć na obwód, zaczął rzucać za trzy punkty i wydaje mi się, że jeszcze sezon i każdy zespół pierwszoligowy będzie mógł się o niego bić. Trudno jednak kogokolwiek wyróżniać bo to przede wszystkim zespół.

P.K.: Jak oceni pan dwójkę najmłodszych graczy w klubie Szulca i Łyczbę?

A.U.: To są zawodnicy, którzy może nie umiejętnościami, bo te mają, ale jest kwestia przelania tego na boisku. Oni od strony psychicznej muszą się nastawić, że to jest I liga i tutaj każdy z zawodników musiał przebyć długą drogę żeby zadebiutować czy chociażby usiąść na ławce. Sama możliwość znalezienia się w składzie to już dla młodych graczy powiedzmy pewien sukces. Było to też spowodowane brakami w składzie, ale przecież byli oni brani pod uwagę przed sezonem, byli na obozie, grali w turniejach i sparingach. Zabrakło może dla nich drugiego zespołu, żeby mogli występować w III lidze, czy chociażby w Lidze Okręgowej, żeby mogli się ogrywać. Trudno jest puścić takiego zawodnika nawet na 2-3 minuty w meczu, w którym każdy punkt jest dla nas ważny. Niektórzy uważają, że tylko zapychali dziurę, ale ja tak nie uważam bo skoro znaleźli się w dziesiątce to coś znaczy. Brakuje im przede wszystkim systematyczności, myślenia, że na każdym treningu mam być mam dawać z siebie maksimum. Ja myślę że wszystko jeszcze przed nimi

P.K.: Czy któryś z zawodników poinformował już zarząd o zmianie klubu, bądź o negocjacjach z innym klubem?

A.U.: Znaczy się Tomek Milewski już podpisał kontrakt w Mickiewiczu Katowice, czekał do ostatniej chwili i doczekał do takiego momentu kiedy odrzucał nawet bardzo lukratywne kontrakty dla niego i przyjął w końcu to co pozostało. Dziękujemy mu, że był w stanie tyle wytrzymać. My nie mieliśmy żadnych zapewnień od strony sponsorów i nie mogliśmy już zwlekać i przeciągać rozmowy z chłopakami, że jeszcze mają czekać. Michał Saran jest teraz tak samo na obozie z Mickiewiczem. Czy podpisze tam kontrakt czy nie to decyzja ma zapaść dopiero po obozie. Piotrek Trepka ma propozycję z kilku klubów i też jeszcze czeka. Powiedział, że jest wstanie poczekać do końca tygodnia i przeciągnąć jakoś te rozmowy. Pozostali na razie czekają tutaj i powiedzmy, że jak tu nic nie wyjdzie to może każdy gdzieś sobie jakąś grę znajdzie.

P.K.: Co sprawia, że jeden z najlepszych graczy w lidze, Tomek Milewski tak długo zwlekał i mimo wszystko chciał tutaj grać?

A.U.: Najlepiej byłoby zapytać Tomka. On zaliczył już przygodę w kilku klubach i zawsze były jakieś zgrzyty, coś było nie tak. Było widać, że jest wartościowym graczem jednak jakoś nie mógł się rozwinąć. U nas dostał szansę, odnalazł się i może nie dzięki nam ale znów znalazł się na topie i jego nazwisko wróciło na trenerskie listy życzeń. Może właśnie z wdzięczności, że to właśnie podczas gry u nas zaczęto o nim mówić jako o najlepiej broniącym czy blokującym graczu ligi. Może też ze względu na atmosferę w zespole i relacje pomiędzy samymi zawodnikami i także trenerem. Ciężko to ocenić jednak i myślę, że na to pytanie najlepiej odpowiedziałby sam Tomek.

P.K.: Jak odnosi się pan do głosów krytyki? Jest pan najbardziej kontrowersyjną postacią w klubie i jedni sądzą, że odniósł pan olbrzymi sukces zajmując z tą drużyną miejsce w ścisłej czołówce inni natomiast twierdzili, że gdyby do tej drużyny doszedł ‘prawdziwy trener’ to ten klub mógłby awansować do ekstraklasy.

A.U.: Ja zacznę może od takich przykładów. Proszę mi powiedzieć i wskazać co stało się z tymi zawodnikami, którzy od nas odeszli? Jest przykład Migusia [Przemka Migały – red.] odszedł do Polpaku i wydawało się, że najlepszy środkowy ligi nie dostaje tam minut nie dostaje tam możliwości gry i nagle się okazuje, że sezon który mógł być kolejnym rokiem dobrej gry przestaje nim być. Przesiedział większość czasu na ławce nie pograł nic. Co się stało z Marcinem Miękusem, który będąc bardzo dobrym zawodnikiem pierwszoligowym poszedł do II ligi gdzie powinien zostać gwiazdą tego zespołu, a okazuje się, że rzuca tyle samo punktów co w I lidze czyli koło 10 i to wszystko. Co stało się z Łukaszem Bąkiem, który zakończył karierę i pracuje obecnie w Anglii. Zawsze jest tyle samo głosów krytyki co pochwał, ale Częstochowa jest bardzo specyficznym miastem. Jest tu za dużo ludzi, którzy uważają, że się znają na koszykówce, którzy mają jakieś marzenia, niespełnione ambicje, cele, które kiedyś mieli. Każdy dziś chce prowadzić zespół, a brak jest tego co jest w innych miastach, brakuje dyskusji. Gdzie indziej jest tak, że siada kilku gości po meczu, którzy prowadzili kiedyś ten zespół i rozmawiają o meczu. Tu jest tylko i wyłącznie krytyka, która w większości dla mnie nie ma dla mnie prawa zaistnienia. Jeżeli zespół wygrywał to była to zasługa zawodników, a jeżeli przegrywał to wina trenera. To jest bardzo śmieszne i my do tego tak nie podchodziliśmy. Gdyby nie zawodnicy to ja z chęcią już bym skończył, bo ja złożyłem rezygnację po dwóch pierwszych, przegranych meczach i wyłącznie na głosy ze strony zawodników zostałem i poprowadziłem ten zespół. Nie jestem osobą, która jak to wielu mówi jest w tym klubie tylko na zasadzie pracy i zarabiania pieniędzy. Życzyłbym każdemu żeby sobie tak sezon za darmo przepracował i to nie jest pierwszy sezon. To co tam klub wypłacał to są śmieszne pieniądze i nikt by tutaj nie przyszedł za to pracować. Wobec tych ludzi, którzy tutaj podnoszą głosy jakimi to oni są trenerami, którzy uważają, że podanie ręki Urbańczykowi to jest największa hańba to jest to śmieszne, bo ja w tym klubie jestem tylko ze względu na zawodników i gdybym mógł to chętnie bym to olał i za przeproszeniem miał to gdzieś. Ja mam swoją pracę, kiedyś prowadziłem dziewczyny ze względu na to, że ktoś mnie poprosił o pomoc przy zespole. Nie wydawało mi się, że jest możliwość prowadzenia dwóch rzeczy naraz i poświęcania im odpowiednio dużo czasu i poświęciłem dziewczyny. Nikogo nie było chętnego do prowadzenia tej drużyny, a było dużo głosów dlaczego dziewczyny zostają, taki dobry zespół, a niestety nikt nie chciał tego poprowadzić i każdy na wejściu się pytał o pieniądze. Jeżeli w Częstochowie ma istnieć koszykówka to najpierw zacznijmy pracować za darmo, społecznie, coś osiągnijmy i wtedy zacznijmy myśleć jak zrobić pieniądze. Jak dla mnie nigdy nie było żadną ujmą jak na spotkaniach trenerów głośno się chwalono ile kto zarabia. Mówi się trudno, jeden może zarobić 6-7 tysięcy, a ja mogę zarobić równorzędność mojej pensji w szkole. Ja zawsze chciałem przede wszystkim pracować z zespołem i chciałem coś dać od siebie, bo wiedziałem, że nikt za darmo nie przyjdzie tutaj pracować. Swoją drogą im więcej głosów krytycznych tym bardziej mnie to mobilizuje i robię na przekór i na złość tym wszystkim.

P.K.: Które ze spotkań w poprzednim sezonie uważa pan za najlepsze?

A.U.: Było kilka takich spotkań, ale dla mnie osobiście największym takim moim osobistym sukcesem było to kiedy pojechaliśmy do Świecia, graliśmy z drużyną, która przewyższała nas przynajmniej o 800 tys. złotych jeżeli chodzi o budżet, dysponowała składem, który wskazywałby wręcz na to, że trudno by im było przegrać jakikolwiek mecz. Jedziemy do nich, gramy na wyjeździe, zespół jest po odejściu Migusia, który deklarował, że jest jeszcze wstanie poczekać, na tydzień przed tym właśnie meczem mówi, że niestety opuszcza zespół, dostał propozycję, notabene właśnie ze Świecia. Wydawało by się, że zespół skazany na porażkę i tak wszyscy myśleli, a tu się okazuje, że wielka niespodzianka, że jesteśmy wstanie zagrać świetny mecz i uważam, że jeżeli byśmy zagrali większość no może nie aż takich meczy, ale gdzieś na 80% tego co tam to myślę, że nie byłoby zespołu, który byłby wstanie z nami wygrać. Także mecze u nas ze Zniczem czy z Sokołem dostarczyły publiczności wiele wrażeń. Myślę, że nikt nie powtórzy już w lidze takiego wyniku jak my w meczu z ŁKS-em Łódź kiedy zagraliśmy na 80% skuteczności.

P.K.: Inne pierwszoligowe zespoły wzmacniały swoje składy. Kogo upatruje pan wśród faworytów do awansu?

A.U.: Wydaje mi się, że rywalizacja będzie bardzo zacięta i do samego końca wyrównana. Bardzo silny zespół buduje Znicz Pruszków. Wzmocnili się obecnie Dryją, doszedł tam Łuszczewski, mają dwóch reprezentantów młodzieżowych kraju (rozmowa przeprowadzona przed podaniem informacji o odejściu z Pruszkowa Iwo Kitzingera – red.), są zawodnicy którzy grali w Legii Warszawa czyli Czubek, Sulima, dysponują także borykającym się z kontuzjami, niespełnionym lekko talentem Lenkiewiczem. Myślę, że będzie to bardzo silny zespół. Oczywiście nie można zapominać o Baskecie Kwidzyn, który wzmocnił się jeszcze Zychem z Siarki i Basińskim z Alby. Na pewno groźna będzie Gdynia, z tym że ciężko to przewidzieć, bo taka jest prawda, że w I lidze pierwsze dwa miejsca zajmą zespoły, które mają pieniądze, bo tego nie da się uniknąć. Trudno się bić o awans skoro nie ma na niego pieniędzy. Jednak moimi głównymi faworytami są Pruszków i Kwidzyn.

P.K.: Wydział Gier i Dyscypliny sklasyfikował częstochowską publikę na 10.miejscu. Pan miał okazję być we wszystkich pierwszoligowych halach. Czy rzeczywiście na tle pozostałych kibiców nasi fani wypadają przeciętnie?

A.U.: To jest dla mnie trochę dziwne i krzywdzące. Ja powiem tak, że życzyłbym każdemu miastu i każdemu klubowi takiej publiczności. Ludzi, którzy w tak niesamowicie kulturalny sposób dopingują zespół i obojętnie czy to jest mecz wygrany czy też nie nagradzają zawsze brawami, nie ma chamskich zachowań czy szowinizmu jak to jest w co niektórych halach. Może tylko ze względu na słabą działalność fan-clubu, bo gdzie indziej jest to bardziej widoczne. Jednak nie chodzi tu o stopień zaangażowania, tylko o czysto techniczne sprawy typu szaliki, czapeczki. To nie jest tak jak niektórzy sądzili, że to jest wina klubu, że nie ma czegoś takiego. Rozmawialiśmy na przykład w Świeciu z kibicami, którzy tam działają i to oni z własnej inicjatywy to wszystko robili i tylko była konsultacja w sprawie kolorów i wyglądu. Ogólnie to było wyłącznie ich dzieło i ich zasługa. My mieliśmy możliwość wypuszczenia czapeczek w poprzednim sezonie, niestety pomysł umarł i może to źle, bo mogło się to przyjąć. Jest jednak coś o czym trzeba tutaj wspomnieć, bo chwała kibicom za atmosferę, ale niestety są jednostki, które to wszystko psują. Jeżeli sędzia, znany były trener częstochowski, siedzący przy stoliku sędziowskim krytykuje w tak chamski i wulgarny sposób pracę jednego czy drugiego trenera, że komisarz zawodów opisuje to drobnym maczkiem, ta osoba zostaje odsunięta na 3 mecze od siedzenia przy stoliku, a on wraca i nadal jest takie samo zachowanie to jest coś chyba troszeczkę nie tak, bo to idzie później w Polskę, idzie po trenerach, po różnych ludziach i gdzie się nie pojedzie to ten pan jest ciągle wspominany. To jest chore i jak dla mnie osobiście dla takich osób powinien być zakaz wstępu na hale. Jeżeli taka osoba potrafi tylko tak chamsko gadać to proszę bardzo, ale na pewno nie na hali, bo nie służy to nam, naszemu wizerunkowi, publiczności itd. Jeżeli trener przyjezdny słyszy, że jest jakimś ukraińskim czy białoruskim ch… to coś naprawdę nie tak. Tym bardziej nie przystoi to trenerowi, działaczowi, a przede wszystkim pedagogowi, który pracuje w szkole.

P.K.: Co sądzi pan o zalewie obcokrajowców w Era Basket Lidze? Z jednej strony kluby są coraz silniejsze, ale reprezentacja słabnie.

A.U.: Kilka lat temu kiedy wchodził regulamin, który pozwalał brać wszystkich dostępnych na rynku w rozmowach ze znajomymi mówiłem, że to odbije nam się czkawką. Cóż z tego, że reprezentacja była wówczas silna, skoro grało jeszcze pokolenie Wójcika, Zielińskiego, Tomczyka, Jankowskiego, Pluty. To się musiało skończyć, bo nie da się mieć dobrej reprezentacji jeżeli młodzi zawodnicy nie mają szansy ogrywania się. Chodzi mi o tych, którzy są w reprezentacji czy młodzieżówkach, czy powoli zaczynają pukać do drzwi kadry. Trudno oczekiwać, że będziemy mieli dobrego rozgrywającego jeżeli wystarczy spojrzeć po drużynach EBL i zobaczyć ile jest naszych ‘1’ prowadzących grę. Jeżeli są to prowadzą grę w zespołach, które nie liczą się w walce o medale. Jeżeli już to są to 2-3 minuty, bo wiadomo że zaraz wyjdzie Amerykanin, Jugosłowianin czy Ukrainiec i on będzie kierował grą. Dlaczego trenerzy szukają zawodników za granicą jeżeli Polak nie dostał nawet szansy. Co z tego, że reprezentant kraju jak Koszarek jest w klubie jeżeli dostaje 12-13 minut, a gra gość, który ma 40 lat i jest na wykończeniu. Gdzie są nasi młodzi zdolni ludzie, którzy kończyli SMS-y i mieli przed sobą świetlaną przyszłość? Dlaczego Stefański jest za granicą a nie u nas? Dlatego, że jak chciał grać w dobrym zespole, walczącym o medale i występującym w europejskich pucharach to mógł dostać 5-10 minut gry. Co to jest dla chłopaka, który grał po 20-30 minut? Jemu nie zależało na pieniądzach on chciał minut na parkiecie. Marcin Gortrat na przykład grał u nas w II lidze nie było tu dla niego perspektywy, poszedł grać za granicą i się nagle okazało, że jest wartościowym zawodnikiem. Dzieje się tak dlatego, że za dużo poświęcamy uwagi na szukanie zawodników za granicą a nie w kraju. Jest dużo młodych, obiecujących graczy, którym wystarczyłoby dać trochę czasu, możliwość zaprezentowania swoich umiejętności i wykazania się. Jestem pewien, że to by zdało egzamin, a tak trudno mówić o polskiej lidze skoro polskiej zawodowej lidze tak naprawdę nie ma. To jest zawodowa, zagraniczna liga, bo jeżeli zespół na dwunastu zawodników ma jedenastu obcokrajowców i jednego Polaka, który się ledwo co załapał to nie można mówić, że to polska liga. Jest teraz próba ratowania sytuacji, że ma być obowiązkowo pięciu Polaków. Chwała temu pomysłowi, tylko troszeczkę za późno. Będziemy niestety to jeszcze ciągnąć przynajmniej przez 5 lat. Jest próba tworzenia zaplecza w I lidze. Tam tak samo jednak nikt nie pójdzie na to, że weźmie młodych zawodników, bo jest presja ze strony sponsorów, żeby zrobić wynik Weźmy na przykład 5-6 zawodników z SMS-u Kozienice, którzy przegrają mecz różnicą 50 punktów i kto to przyjdzie oglądać? Będą tylko głosy krytyki, że przegrywają taką różnicą.

P.K.: Dziękuje za rozmowę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *