Wydaję się, że od czasu zatrzymania Wita Żelasko i zawieszenia zarządu PZPN przez ministra Lipca powiedziano już o tej sprawie wszystko. Jest jednak wiele ominiętych lub przekręconych faktów, o których się nie mówi. Nikt nawet się nie zająknął, że identyczna sytuacja miała już miejsce.
21 kwietnia 1999 roku szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki Jacek Dębski zawiesza prezesa Mariana Dziurowicza. Mniej więcej dwa miesiące później mają się odbyć nowe wybory prezesa związku. Po tym jak rezygnuje Eugeniusz Kolator pewnie zwycięża Michał Listkiewicz. „Zbawca futbolu, dzięki któremu miało nastąpić oczyszczenie i odrodzenie futbolu”. Taka była wówczas tonacja. Po wyborze uważano, że sędzia z taką przeszłością i karierą to idealny kandydat. Nikt wtedy nie zająknął się o „niedzieli cudów” z 1993 roku kiedy to Listkiewicz wraz z Marianem D. (jeden z pierwszych zatrzymanych w aferze korupcyjnej) prowadzili dwa najbardziej haniebne spotkania w historii polskiej piłki. Mijają lata prezesury Listkiewicza (w tym wybór na drugą kadencję przy 100% poparcia). Nikt nie zauważa, że nic się nie zmieniło. Nikt nie mówi o tym, że jedyną zmianą jest nazwisko prezesa. Tylko Jan Tomaszewski używał stwierdzenia, że „Dziuroludków zastąpiono Listkoludkami”, ale czy ktoś kiedykolwiek traktował go poważnie?
Styczeń 2007 historia zatacza koło. Tym razem odwołuje Minister Sportu, wybory znów po dwóch miesiącach i znów „odnowa środowiska”. Nowy statut, który podobno zmienia rozkład sił (kpina!) i oczekiwanie na nowego prezesa. Teren prawdopodobnie zagłosuje na swoich czyli na działaczy znanych już w strukturach, kluby nie lepiej bo już niektórzy deklarują poparcie ludzi związanych ze związkiem. Trudno się jednak dziwić skoro alternatywą dla środowiska piłkarskiego są politycy. Na giełdzie nazwisk pojawili się bowiem Ryszard Czarnecki, Roman Kosecki i Janusz Wójcik. O tym pierwszym wiemy tyle, że absolutnie nie powinien mieć nic wspólnego z piłką nożną, a jego wyjazd na zjazd wyborczy UEFA to kompromitacja naszego kraju. Koseckiemu i Wójcikowi sukcesów piłkarskich nikt nie odbierze, ale upolitycznienie piłki nożnej to ostatnia rzecz jakiej nam potrzeba. Z drugiej strony barykady stoją Grzegorz Lato (też były senator), który jako działacz zdążył się już kilkakrotnie skompromitować obroną zarządu PZPN. Jest także Tomasz Jagodziński, który de facto jest łącznikiem między działaczami, a polityką. Był kiedyś mediatorem sporu między Dębskim i Dziurowiczem, wcześniej jeszcze niezależnym senatorem (sportem się wówczas nie interesował, a górnictwem owszem). Dla mnie kandydat bezsensu i znikąd, ale Ryszard Szuster już zaznaczył, że Górnik Zabrze go popiera. W ostatniej chwili wyłoni się pewnie jeszcze kilku ludzi popieranych przez ludzi o marnej wiedzy i reputacji. Może nawet sam Jerzy Engel, który jak zostanie prezesem to dzień później należało by go zawiesić, tak prewencyjnie.
W moim odczuciu właściwy kandydat jest jeden. Henryk Kasperczak. Świetny przed laty piłkarz, ceniony trener, jako jedyny z członków zarządu PZPN podał się do dymisji by nie firmować swoim nazwiskiem szamba. Kto go poprze? Zapewne ani działacze, ani trenerzy, bo nie jest to ani polska myśl szkoleniowa, ani nie jest „leśnym dziadkiem” i o swoich nie zadba. Dla samego Kasperczaka może to i lepiej jak dalej będzie selekcjonerem Senegalu. Zapowiadanej znowu rewolucji i odnowy nie będzie, bo środowisko przywykło do tego jak jest i nie wygodnie jest zmieniać cokolwiek, bo nigdy nie wiadomo kto w wyniku rewolucji popłynie. Według wstępnych obliczeń przy dzisiejszej kontroli mediów bagno na wierzch wypłynie szybciej niż ostatnio i kolejną odsłonę „naprawy futbolu” można przyjąć na rok 2011.
Chciałbym jeszcze zaznaczyć dwie sprawy. W „Dzienniku” pojawił się cykl o Ryszardzie F. pseudonim „Fryzjer”. Dowiedzieć się z niego można na przykład, że F. był uznawany za sprawnego działacza, a Amica za wzorowo zarządzany klub. Chciałbym przypomnieć jak w całej Polsce śpiewano z tej okazji „Działacze Amiki kupują wyniki” zamiast gromkiego „Sto lat” dla „super działacza”
Dariusz Wołowski w „Gazecie Wyborczej” oburzał się swojego czasu na kibiców Zawiszy Bydgoszcz nie uznającej sztucznego tworu, który powstał w II lidze w miejsce Kujawiaka Włocławek. Ciekawe czy ma dziś coś do powiedzenia kibicom IV-ligowej Zawiszy w chwili gdy klub podszywający się pod ich klub splamił nazwę Zawisza Bydgoszcz udziałem aferze korupcyjnej i wycofał się z ligi. Jakby nie patrzeć sezonowi kibice pochodzili sobie kilka miesięcy na II ligę, a teraz prawdziwej Zawiszy pozostali jedynie kibice.