O to, co zrobić, aby częstochowska siatkówka wyszła z kryzysu, zapytaliśmy byłych AZSiaków. Zawodników, którzy grali w klubie w latach największej świetności.
Dariusz Stanicki (dyrektor sportowy ds. zespołów siatkarskich w Fenerbahce Stambuł)
– Nie chciałbym za bardzo filozofować, bo sam znalazłem się w podobnej sytuacji jak działacze AZS-u i mam głowę pełną problemów. Mieliśmy zdobyć mistrza, a zajęliśmy trzecie miejsce. Jedno, czego jestem pewien, to tego, że Amerykanie nie sprawdzają się, grając w Europie. Ja miałem u siebie w tym sezonie znanego w Częstochowie McKienziego oraz Polstera i nie byłem z nich zadowolony. Myśląc o wzmocnieniach, będę szukał na innych rynkach. Choćby w Brazylii, gdzie gra mnóstwo rozwojowych zawodników, którzy prezentują dobrą klasę. Z tego, co wiem, do wzięcia będzie najlepszy atakujący tamtejszej ligi – zawodnik, który ma świetne warunki fizyczne. Ostatnie mistrzostwa świata rozgrywane były w grudniu ubiegłego roku, czyli po okresie transferowym. Skoku cen należy się spodziewać teraz. Myślę, że najlepsi zawodnicy będą oczekiwać o 40 proc. wyższych kontraktów. To też trzeba wziąć pod uwagę i uwzględnić w budżecie. Wiem, że w Polsce najbogatsze kluby będą nawet podwajać nakłady. Skra nie osiągnęła sukcesu w Lidze Mistrzów i chce wydać na zespół dużo, dużo więcej. To też dla AZS-u sygnał, który trzeba wziąć pod uwagę, decydując się na jakąś koncepcję. Może warto wrócić do starej, ale sprawdzonej metody i zbudować zespół perspektywiczny. Wiem, że w Częstochowie jest wielka tradycja i liczą się tylko medale, ale nieraz warto być cierpliwym. Poza tym trzeba pamiętać, że to jest tylko sport i dwa lata bez medalu to nie jest wielka tragedia.
Piotr Owczarek (trzykrotny mistrz Polski z AZS-em, a obecnie menedżer w dużej korporacji)
– AZS był w tym sezonie blisko zrealizowania swoich celów, ale przegrywał decydujące mecze. Tak było w lidze, w Pucharze Polski i Europy. Za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Niestety, w najważniejszych momentach charakteru i determinacji zabrakło Billingsowi. Gdyby posiadał te cechy, drużyna na pewno ugrałaby zdecydowanie więcej. Atakujący AZS-u zdecydowanie odbiegał od trójki: Mariusz Wlazły, Grzegorz Szymański, Paweł Papke, którymi dysponowali najsilniejsi rywale. Okazało się, że hurtowe kupowanie Amerykanów wcale nie popłaca. Zamiast na trzech lepiej było postawić na jednego, ale sprawdzonego. Do Częstochowy w ciągu dwóch lat trafiło sześciu nowych ludzi na kluczowe pozycje w zespole – to również miało swoje znaczenie. Nastąpiła także zmiana trenera, który w takim przypadku pełni kluczową rolę. Nie miałem okazji poznać pana Brokkinga, ale słyszałem, że nie miał najlepszego kontaktu z zawodnikami. Był jakby poza drużyną. Ja rozumiem, że każdy ma swój styl, ale gdy się nie rozmawia z zawodnikami, to ponosi się tego konsekwencje. Co teraz? Działacze powinni postawić na trenera, który dotrze do zawodników i będzie dla nich partnerem. Co do zakupów, to nieraz lepiej wziąć trzech młodych na dorobku i jednego za duże pieniądze, ale z charakterem. Takiego, który w decydującym momencie zrobi asa albo skończy decydujący atak i przesądzi o sukcesie.
Damian Dacewicz (trener młodzieży, komentator Polsatu Sport)
– Dopiero po drugim sezonie okazało się, że amerykańska armia zaciężna nie zbawi AZS-u. Okazało się, że reprezentanci USA nie sprostali wymaganiom polskiej ligi, że byli zwyczajnie za słabi. Grali, ale tylko do pewnego momentu. Nie wiem, czy działacze będą na tyle wytrzymali i zatrzymają ich na dłużej. Można próbować, znowu dać im szansę, ale jaki będzie tego efekt, łatwo chyba przewidzieć. Te wszystkie porażki musiały na nich negatywnie wpłynąć. Podobna sytuacja jest z trenerem, z tym, że tutaj problem rozwiązał się wcześniej, bo Arie Brokking został zwolniony. Holender miał zastąpić świetnie znającego częstochowskie środowisko Edwarda Skora i również nie podołał wyzwaniu. Być może sprawdził się na treningach, ale jeśli chodzi o prowadzenie drużyny, nie przekonywał. Gubił się, podejmował niepewne, niefortunne decyzje i w pewnym momencie sam się skreślił. Co teraz? Wszyscy wokół mówią o tym, że lepiej wziąć kilku chłopaków, którzy będą się rozwijać, a do nich dwóch-trzech doświadczonych i – tak jak było w naszym przypadku – poczekać dwa-trzy lata na wynik. Nie wiem tylko, na ile mamy teraz zdolną młodzież i ile trzeba będzie im zapłacić. Prawa rynku, koniunktury są nieubłagane. Działaczy czekają trudne decyzje i jakie by nie podjęli, to nie ma pewności, że będą trafione. To jest tak jak z dobrym lekarzem, który mówi, że ci pomoże, ale stuprocentowych gwarancji nie daje.
za pls.pl