„Zostałem tutaj dla chłopaków” – Rozmowa z Leszkiem Ojrzyńskim.

Poniżej przedstawiamy Państwu wywiad z trenerem Rakowa Częstochowa – Leszkiem Ojrzyńskim w którym opowiada On m.in o letnim okresie przygotowawczym, oraz o obecnej sytuacji klubu.


Jakby Pan podsumował okres przygotowawczy do nowego sezonu ?

– Uważam, że był on słaby ponieważ bardzo dużo zmian nastąpiło w naszej kadrze. Bardzo wielu zawodników, którzy stanowili o sile naszej drużyny w poprzednim sezonie z różnych powodów opuściło Raków. Na ich miejsce przyszli nowi zawodnicy i każdy w innym etapie przygotowań. Na pewno dużo łatwiej by nam się pracowało, gdybyśmy wyjechali na zgrupowanie, ale niestety nie pojechaliśmy nigdzie bo nękamy się ze swoimi problemami. Nie jest do końca tak jakby się chciało i do końca nie jestem zadowolony z przepracowanego okresu przygotowawczego.

Podczas tej przerwy letniej nie omijały Pana i drużyny kłopoty, m.in. odejścia czołowych zawodników. Jakby Pan ocenił te wszystkie zawirowania wokół kadry Rakowa?

– Gdyby nie było takiej nerwowej końcówki w poprzednim sezonie to mam nadzieję, że i Pyskaty by z nami został, tak samo Rogalski. Na pewno nie wszystkie chwile były dla nas przyjemne. Była szansa, aby z Krzysztofem Pyskatym wcześniej przedłużyć umowę. Wszyscy pamiętamy jak było: zarząd się podał do dymisji i panowało bezkrólewie w klubie. Wszystkie te zdarzenie na pewno nie towarzyszyły dobrej atmosferze wokół klubu, nie wszystkie ruchy zostały poczynione tak jak powinny być. Możemy tylko nad tym teraz ubolewać.

Czy zawodnicy, którzy przyszli w tym okienku transferowym do Rakowa, to była Pana wymarzona lista życzeń, czy znajdowali się na niej inni gracze?

– Nigdy tak nie ma, że mam swoją wymarzoną listę życzeń. Na pewno Ci ludzie, którzy teraz przyszli będą musieli uzupełnić braki po ubytkach, jakich doznaliśmy. Nie jesteśmy też w tak dobrej kondycji finansowej, by zawodników których ja bym chciał możemy sprowadzić. Mnie interesowali zawodnicy z pierwszej ligi albo gracze występujący w szerokiej kadrze drużyn z Młodej Ekstraklasy, ale byliśmy na nich za słabi finansowo. Niech posłuży tutaj za przykład, beniaminek naszej ligi „ podebrał” nam zawodnika, którym byliśmy zainteresowani i zaoferował mu dwa razy lepsze warunki niż my. Na każdym boju przegrywaliśmy walkę o transfery.

Obecnie kadra Rakowa liczy około dwudziestu zawodników. Czy w trwającym letnim okienku transferowym do drużyny dołączą jeszcze jacyś nowi gracze, mam tu na myśli trzeciego bramkarza oraz ofensywnego pomocnika, o których Pan mówił na łamach jednej z gazet ?

– Chciałbym żeby tak było, ale z tego co wiem będzie to bardzo trudne. Otrzymuje sygnały, że nie mamy funduszy na kolejne zakupy. W klubie troszeczkę zmieniła się struktura. Dużo zawodników wcześniej studiowało i grało w piłkę, wtedy te koszty utrzymania ich były dużo mniejsze. Obecnie Ci gracze już nie studiują, a co za tym idzie wzrosło też ich utrzymanie. Na pewno dla mnie jest to mało komfortowa sytuacja, by mieć w kadrze dwóch bramkarzy.

Czy mógłby Pan się pokusić o ocenę obecnej sytuacji w klubie? W niektórych mediach pojawiały się informacje, że są zaległości wobec piłkarzy i trenerów. Jak to wygląda wszystko w rzeczywistości ?

– Zgadza się są zaległości finansowe wobec nas. Każdy by od nas oczekiwał nie wiadomo jakiej gry, a przecież nie jesteśmy systematycznie wynagradzani. Teraz jesteśmy w drugiej połowie lipca, a mamy jeszcze zaległości płacowe za miesiąc maj! Przed nami bardzo ciężkie chwile, zawodnicy którzy mało zarabiają mają jeszcze gorzej, bo muszą nie tylko przyjść na trening ale i dać z siebie wszystko. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Na razie próbujemy dawać sobie z tym radę, wzajemnie się motywować i zobaczymy na ile nam starczy sił. Mam nadzieję, że nowi ludzie którzy weszli do zarządu będą działać prężnie, że poprawią się warunki w naszym klubie. Myślę, że członkowie tego poprzedniego zarządu też powinni zacząć działać bo jeszcze za ich kadencji, czyli za maj i czerwiec są pieniądze nie wypłacone. Na pewno nam by się lepiej pracowało i grało, jakby pieniądze były wypłacane na czas. Dla nas to nie jest komfort pracy ale męczarnia.

Na tę chwilę jak wygląda zgranie drużyny i czy ma Pan już w głowie wyjściową „11” na sobotni mecz z Zawiszą Bydgoszcz ?

– Obecnie przewija się trzynaście nazwisk. Nie wiadomo jak będzie sprawa wyglądała z młodzieżowcami. Konrad Gerega ma problem z mięśniem czworogłowym uda i wszystko wyjaśni się na środowym treningu. Jeszcze mamy kilka treningów i chłopcy mają czas na pokazanie się z jak najlepszej strony.

W dniu 29 lipca Raków rozegra mecz Remes Pucharu Polski z Resovią Rzeszów. Jak to spotkanie potraktuje Raków?

– Wszystko będzie zależało od tego, jak nam wyjdzie pierwsze spotkanie z Zawiszą Bydgoszcz. Na pewno w meczu pucharowym zagrają Ci, którzy nie grali w pierwszym meczu ligowym albo mało zagrali. Zobaczymy czy Oni będą tworzyli kadrę w 90 czy w 50 procentach. Ja nie wybiegam na razie tak daleko w przyszłość. Zobaczymy czy tych chłopaków po meczu ligowym będzie też stać na to, żeby w Rzeszowie pokazać się z dobrej strony. Oni muszą się ogrywać, ponieważ mało rozegraliśmy meczów towarzyskich podczas tej przerwy. Nie wiadomo też, jak będziemy wyglądać fizycznie po sobotnim meczu.

Jak Pan oceni wejście do zarządu Rakowa nowych ludzi: Krzysztofa Kołaczyka, Tomasza Langiera i Artura Szymczyka ?

– Z wielkim optymizmem do tego podchodzę. Mam nadzieję, że wreszcie będzie to wyglądało wszystko tak jak powinno. Myślę, że będą kibice zachęcani do przychodzenia na mecze, że będą dla nich organizowane jakieś atrakcje. Liczę na to, że klub nie będzie się trzymał kurczowo huty tylko wyjdzie na zewnątrz i będą prowadzone rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Na pewno łatwiej byłoby wyjść do sponsorów gdybyśmy grali bardzo dobrze i byłaby to dla nich większa reklama. Od razu jednak na starcie mamy utrudnione zadanie. Przede wszystkim musimy postawić klub na nogi, aby Jego funkcjonowanie było przejrzyste i abyśmy mieli plan działania. Gdy ja przychodziłem do Rakowa to mieliśmy cel aby się utrzymać, później nagle że gramy o awans. Ciągłe zmiany decyzji na pewno nie służą ani atmosferze ani spokojowi.

Jest Pan szkoleniowcem Rakowa już prawie rok. Czy chciałby Pan dalej pracować w tym klubie?

– Ja przede wszystkim zostałem tutaj dla chłopaków, bo kilku z nich przy odpowiednich treningach mogą jeszcze zaistnieć w wyższej lidze, jak np. Artur Lenartowski. On poszedł do ekstraklasy i mam nadzieję, że inni pójdą w Jego ślady. Ja to tak traktuję. Oczywiście chcę też, aby moja drużyna była jak najwyżej w tabeli, ale trzeba na to realnie patrzeć. Będziemy na pewno walczyć. Ja się tak łatwo nie zniechęcam, tutaj sprowadziłem całą moją rodzinę, bo podpisałem kontrakt z Rakowem na prawie dwa lata z myślą, że mogę tutaj zostać nawet na cztery czy pięć lat, gdyby wszystko było poukładane. My musimy tworzyć jedność: zarząd, drużyna i kibice. W poprzednim sezonie tego nam brakowało, ponieważ każdy ciągnął wózek w swoją stronę. Mam nadzieję, że to wszystko się wyprostuje i będzie można przyjemne tu pracować.

O co w nadchodzącym sezonie będzie walczył Raków ?

– Nie wiem. Na razie to my walczymy o przetrwanie, żeby nie mieć problemów jutrzejszego dnia, żeby mieć wodę na trening, aby mieć zagwarantowane te podstawowe rzeczy. Nie patrzymy tak daleko w przyszłość tylko na naszego najbliższego przeciwnika, jakim będzie Zawisza Bydgoszcz. Na ten mecz wyjdziemy by wygrać, bo Ja nie wyznaję innej zasady, a zobaczymy na ile nam starczy sił i umiejętności. To jest tylko piłka i tak na dobrą sprawę można wygrać z każdym, trzeba walczyć.

Czego Panu życzyć w pracy trenerskiej z drużyną Rakowa Częstochowa w sezonie 2009/2010 ?

– Przede wszystkim zdrowia dla moich zawodników oraz tego, aby nasza gra wyglądała co raz lepiej i zdobywania w każdym meczu trzech punktów, bo na pewno każdy by chciał wygrywać. Potem życie to wszystko weryfikuje. Na pewno też chciałbym tu mieć milszą atmosferę w klubie, aby była rodzinnie. A nie czasami wkrada się zawiść czy nawet nienawiść. Powinien być program i jasno określone, kto za co jest odpowiedzialny. Wtedy na pewno łatwiej się pracuje, łatwiej się podnieść w trudnych chwilach i wspierać siebie nawzajem. Pamiętam chwile jak wszyscy się zjednoczyli, pod czas meczu towarzyskiego z ŁKS-em Łódź, kiedy kibice pomogli nam odśnieżyć boisko był i wynik, kiedy pojechali do Sosnowca w licznej grupie też był wynik. Trzeba do niektórych rzeczy podchodzić na spokojnie, musimy pokazywać wspólnie, że jesteśmy z klubem na dobre i na złe. Czasami jest ciężko, bo kibice są niecierpliwi i dużo wymagają, ale trzeba być ze swoją drużyną, a wtedy jak się to będzie czuło to inaczej się będzie grało.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Przemysław Pindor .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *