Grigorij Łaguta – wschodząca gwiazda Częstochowy

Co roku rozgrywki mają swoich bohaterów w postaci drużyn czy też poszczególnych zawodników. Jedni zgodnie z przedsezonowymi typowaniami osiągają imponujące rezultaty, drudzy natomiast robią to wbrew mało optymistycznym prognozom.

Włókniarz Częstochowa z całą pewnością nie jest drużyną należącą do grona faworytów rozgrywek ligowych. Dlaczego zatem „Lwy” były tak częstym obiektem dyskusji w środowisku kibiców? Dlatego, że zawsze fajnie się z kogoś pośmiać, komuś dowalić, czy nawet kopnąć kogoś w tyłek. Jednak to nie klub, a jego zawodnik będzie przedmiotem tego, co teraz sobie czytacie.

Mowa o Grigoriju Łagucie, który wraz ze swoim młodszym bratem zasilił zimą szeregi częstochowskiego teamu. Pod Jasną Górą transferowi temu towarzyszył entuzjazm oraz wielkie nadzieje. Wszak w skromniutko wyglądającym składzie dotychczasowi liderzy Lokomotivu Daugavpils wydawali się być najmocniejsi. Owszem, najmocniejsi, co nie musi oznaczać, iż w ogóle mocni. Z takiego założenia wychodziła zgraja internetowych cwaniaczków. Dlaczego tak ich nazwałem? Kibice tych lepszych i wyższych drużyn mają swoich Gollobów, Hancocków, Hampelów, Holderów czy innych rudzielców. Dla nich skromny przybysz ze Wschodu wydawał się śmieszny, może nawet głupi. Opinie w stylu, że Łaguta to pierwszoligowiec czy cienias jak na Ekstraligę, były normą. Miał zdobywać co najwyżej osiem punktów i najlepiej, gdyby robił to w sześciu startach. Sześciu, bo przecież Włókniarz będzie dostawał w tyłek za każdym razem. Oj ludzie! Żużel to nie jest komputerowa gra i jak postać nie ma parametrów, to nie będzie mocna. Wielu zawodników pokazywało już kawał dobrego speedwaya, mimo niskich notowań.

Od samego początku tegorocznej batalii o ligowe punkty, Grigorij Łaguta zaskakuje sceptyków, cieszy fanów oraz karmi głodne żużlowej walki serca i… zdziera gardła krzyczącej publiki. Częstochowa pokochała Rosjanina, a on pewnie Częstochowę. Zresztą, na konferenji prasowej po meczu z Tarnowem dziękował kibicom za liczne zapełnienie trybun oraz wspaniały doping. Nie brakuje mu również poczucia humoru, bo gdy zepsuł się mikrofon, to nawiązał do nieudanego meczu z Falubazem: – O! Mam… defekt (śmiech). Waleczna, wręcz szatańska postawa na torze idąca w parze ze skromnością sprawia, iż rodzi się nowy idol sympatyków sportu żużlowego w mieście czterokrotnego mistrza kraju.

Skupmy się jednak na czysto żużlowych sprawach. Zawodnicy stają pod taśmą, zaciskają klamkę sprzęgła, rozlega się huk silników i zaciskają kciuki publiki. Start, Łaguta zostaje z tyłu, ale zaraz po tym rzuca się w pogoń za rywalami. Na motocyklu wyczynia cuda, rzekłbym, że nawet tańczy. Gnie się, rusza jak dzikie zwierzę. Szarżuje po całej szerokości toru, który „gryzie”. Kąsa rywali, straszy ich, już czują jego oddech na plecach. Na widowni tego teatru nikt nie siedzi, wszyscy stoją. Mija jednego, potem drugiego. Zwariowali kibice w Częstochowie, bo „Grisza” już na prowadzeniu! Tak, za to go uwielbiamy. Po to chodzimy na mecze i w każdą ligową niedzielę właśnie tego chcemy. Kogoś takiego przy Olsztyńskiej brakowało, był potrzebny. Kiedyś był wspaniały Joe Screen, były piękne szarże Holty, perfekcja Sullivana, istna „Drabikomania“ kilkanaście lat temu. Teraz rysuje się obraz nowego bohatera, magnesu na publiczność oraz utrapienia dla zawodników drużyn przyjezdnych. To nie ten Włókniarz z gwiazdami, z uśmiechniętym Hancockiem (też bym się śmiał, gdybym tyle kasy łoił…), czy utytułowanym Pedersenem. To drużyna z żużlowcami ze skromnym dorobkiem, którzy chcą coś udowodnić. I udowadniają serce do walki, twardy charakter oraz sympatię i szacunek dla fanów.

Nie tylko kibice są pełni uznania dla Łaguty, ale również sami zawodnicy. Mój kumpel z redakcji NiceSport.pl – Kuba Kacprzak uciął sobie krótką pogawendkę z Gregiem Hancockiem. Amerykanin powiedział wprost, że „Grisza” był dla niego w niedzielę za szybki. To już coś znaczy. Tylko co? Pojedynczy występ bądź w najlepszym układzie udany sezon, czy może poważny krok ku bramom światowej elity, do których zaczyna już pukać? Jak zawsze wszystko zweryfikuje czas i wydarzenia na torze. Póki co, mogę powiedzieć tylko jedno: dziękuję Panie Maślanka za ten transfer!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *